wtorek, 23 sierpnia 2016

Wszyscy rodzimy się nijacy, czyli droga do SUKCESU

 Tak sobie rozmyślałam i stwierdziłam, że przed szkołą każdemu przyda się dawka pozytywnej energii!
           Więc zaczniemy od tych złych wieści. Kiedy się urodziłeś, byłeś tylko małym ziemniakiem, absolutnie niepodobnym do żadnego z twoich rodziców. Wtedy twoim jedynym talentem było robienie w pieluchy, ślinienie się i płakanie. Smutne, ale cholernie prawdziwe. Nawet Beksiński, rodząc się, był taki jak ty, czyli w sumie nijaki.
          Prawda jest taka, że nikt nie rodzi się wielki(oprócz Jezusa, ale to inny temat). Oczywiście, możesz posiadać talent do nauk ścisłych, języki obce mogą nie sprawiać ci żadnego problemu, rysowanie może iść ci lepiej niż rówieśnikom. A co jeśli nie pasujesz do powyższych przykładów? To znaczy, że gra nie jest do końca sprawiedliwa.
           Istnieją osoby, które mają wielki talent i istnieją też takie, które nie mają go w ogóle. Co wtedy robić? O tym będzie ten post.
Na sukces składa się 2 procent talentu i 98 procent ciężkiej pracy. I to jest prawda.
          Jasne, że idąc do szkoły, z niektórych przedmiotów jesteśmy lepsi. Łatwiej jest nam je zrozumieć, nie musimy poświęcać im tyle czasu. Powiedzmy, że w podstawówce byłeś świetny z matematyki, uczyłeś się dzień w dzień, odrabiałeś wszystkie zadania. Teraz załóżmy, jesteś w szkole średniej, na koniec z matematyki miałeś dwa. Naprawdę łatwo stwierdzić, że ten przedmiot z roku na rok stawał się trudniejszy, bo tak z reguły jest, przychodziły te bardziej skomplikowane tematy i odpadłeś. Czasami tak się dzieje, ale czy zawsze? Dojrzewasz, w twojej głowie rodzi się milion dziwnych pomysłów, szczególnie w gimnazjum. Wolisz poczytać książkę, pograć w gry, czy bardziej prawilnie, pierwszy raz nawalić się ze znajomymi. To już twoja sprawa, jestem człowiekiem i wszystko zrozumiem(to nie przez to że sama taka byłam;\). Nowi przyjaciele, szkolne miłości i cały twój mózg jest zajęty byle czym, tylko nie nauką. Prawdopodobnie oceny leżą i kwiczą, bo w jakimś etapie olałeś ten przedmiot i trudno ci to teraz nadrobić.

            Bądźmy szczerzy, większość z nas była w podstawówce geniuszami. Głównie dlatego, że wtedy nauka była jeszcze zabawna, miła. Wspaniale jest dostawać co krok piątki i szóstki. Gdy przyszło do cięższej pracy, cóż, wtedy lepszą opcją była „olewka”.
           Zaskoczę was, to nie będzie notka o szkole, bo nie przeżyłabym ciągłego myślenia tylko o tym.
To notatka o drodze do SUKCESU i przede wszystkim cierpliwości.

           Jak napisałam wyżej, czasem mamy do czegoś nosa i to wykorzystujemy lub olewamy. Niekiedy nie mamy do czegoś nosa, ale potrafimy to osiągnąć ciężką pracą.
Często siedzę sobie w pokoju, pogrążona chmarą niemiłych myśli i zastanawiam się, dlaczego tak wielu ludzi, dzięki talentowi, stworzyło niesamowite rzeczy, a ja nadal mam problem z napisaniem pięciu stron opowiadania. Dlaczego mnie nie obdarzono jakąś wspaniałą umiejętnością, bym była doceniania przez innych?
           Odpowiedź jest krótka i prosta: bo nie. Świat nie jest sprawiedliwy i tyle. Ale ty możesz to sobie wywalczyć i to chyba najlepsza metoda na każdego dołka. Jeśli jesteś w czymś beznadziejny, a na pewno jest taka rzecz, możesz to robić dzień w dzień i gwarantuję ci, że po jakimś czasie dostrzeżesz postępy. Niekiedy zajmie ci to kilka dni, innym razem kilka miesięcy.
            Ludzie stają się niesamowici, bo to sobie wywalczyli. Nie siedzieli skuleni pod kołdrą we własnym pokoju, płacząc do poduszki. To, że olałeś matematykę, może być największym błędem w twoim życiu. Tak samo z innymi umiejętnościami! Musisz robić to, co lubisz. Jeśli ci to nie wychodzi, ale marzysz o tym, by być kimś wielkim i łączysz z tym zajęciem przyszłość, musisz ćwiczyć.
           Nic, nigdy przenigdy, nie przyjdzie do ciebie samo. Popatrzmy chociaż na Igrzyska Olimpijskie. Raz jesteś na samym szczycie, niczym nasi siatkarze, Mistrzowie Europy, a potem nawet nie zakwalifikujesz się do półfinału. I myślicie, że oni się poddadzą? Oczywiście, że nie, bo mają z tego pieniądze, mają fanów, bo chyba cała Polska by ich obrzuciła błotem. Patrząc na tych chłopaków, już tak bez żartów, widać czystą pasję, chęci i przede wszystkim marzenia.

ŚWIADECTWO WIARY

          Cztery lata temu stwierdziłam, że będę rysować ludzi. Ba, będę najlepszą z najlepszych. Tylko miałam taki problem... że rysować w ogóle nie potrafiłam. Uparłam się jak osioł, co było do mnie niepodobne, i rysowałam. Rysowałam, rysowałam, rysowałam, po drodze jeszcze płakałam, rzucałam rysowanie, niszczyłam swoje prace, a potem znów rysowałam... i takie sobie koło zataczałam co jakiś czas. To moje koło rozpaczy nadal się kręci, jeszcze nie jestem najlepszą, ale szczerze mogę uznać, że coś zrobiłam. Wyznaczyłam sobie cel i na oślep, czasem zahaczając nogą o przeszkody, nadal do niego idę.

          Oto, co działo się jakieś 3 lata temu, a gdzie jestem teraz.


(pierwsze zdjęcie bez lampy błyskowej)


             Wiecie co jest najlepsze? Jeśli ja, taka leniwa krowa, której nawet nie chce się wrzucać postów co tydzień, zrobiła taki postęp, to wy to macie jak w banku.
Kiedyś w swoich opowiadaniach co chwile zmieniałam czas teraźniejszy na przeszły, a teraz piszę tutaj, nawet nie robię błędów ortograficznych.
Najważniejsze jest to, by zauważać własne postępy, nawet te najmniejsze. 
Na sukces składa się 2 procent talentu i 98 procent ciężkiej pracy.

czwartek, 11 sierpnia 2016

Młodzieżowe książki na wielkim ekranie

 W pełni rozumiem, że na ekran przenosi się to, co jest aktualnie modne, bądź coś, co może zmienić kinematykę na kilka lat. Takim wstrząsem były Igrzyska Śmierci. To w sumie one zapoczątkowały większy popyt na książki jak i filmy młodzieżowe. Nawet ja od dzieł pani Collins zaczęłam poznawać resztę twórców young adults. Niestety smutne jest to, że ostatnio widuje się w kinach same post-apokaliptyczne utopie. Niezgodna, Dawca Pamięci, Więzień Labiryntu. Jeden motyw, tylko za każdym razem inaczej sformułowany. Doskonale wiem, że taki Green też ma niezłe wzięcie. Oczywiście to dobrze, niech go ekranizują, ale dziś chciałabym się skupić na książkach, które moim zdaniem powinny zostać pokazane na wielkim ekranie.

James Patterson „MAXIMUM RIDE”



Cykl powieści, które opowiadają o dzieciach z genami ptaków. Żadnego świata po przejściach, żadnych problemów ze społeczeństwem. Tylko dziwni naukowcy i ich eksperyment – Max, Kieł, Iggy, Angela, Kuks i Gazownik. To zdecydowanie mogłaby być dobra zabawa dla dzieci, gdyż książki są przepełnione humorem, ale nawet ja, można by rzec stara osiemnastka, nadal lubię powspominać sobie śmieszne fragmenty. Poza tym czekam na ekranizację odkąd przeczytałam wszystkie cztery książki, które pojawiły się w Polsce. 


Kelly Creagh „NEVERMORE”


Czytałam jedynie pierwszą część, więc i o niej się wypowiem. Zazwyczaj typowe filmy dla nastolatków kręcą się wokół miłości jakieś wspaniałego, wysportowanego szkolnego przystojniaka a mało popularnej, wręcz niezauważalnej kujonki z dobrymi ocenami. Myślę, że ta książka naprawdę spisałaby się jako film, bo tutaj czirliderka(takie wspaniałe spolszczenie) zaczyna darzyć uczuciem gota, a cała ich historia łączy się z Edgarem Allanem Poe, jego dziełami i tajemniczą śmiercią. Trochę nietypowy romans połączony z horrorem to coś, co raczej dobrze spisałoby się w kinie.


Jessica Khoury „GENEZA”


Tajne laboratorium w amazońskiej puszczy i nieśmiertelna nastolatka. Prawie jak Zmierzch, no ale nie do końca. Pia wcale nie została przemieniona w wampira, tylko stworzona przez... swoich rodziców i masę innych naukowców. W sumie na początku nie wiesz nic, jak główna bohaterka. Polecałam ostatnio „Pokój”, tutaj mamy podobny problem. Pia myśli, że cały świat jest dość malutki, dopóki w jej domu nie pojawia się nowa pracownica, która daje jej mapę wszystkich kontynentów. Ciekawie byłoby rozwiązywać w kinie razem z nią zagadkę jej niesamowitego daru. Nawet mój ojciec jest fanem tej powieści, także wiek odbiorców można uznać za uniwersalny. 


Becca Fitzpatrick „SZEPTEM”


Sama sobie zadaję pytanie, dlaczego akurat ta seria i nie jestem w stanie odpowiedzieć. To coś podobnych lotów jak „Dary Anioła”, ale bardziej skupiające się na uczuciu głównych bohaterów, niż samej niezwykłości Patcha. Z pewnością za dużo tumblr'a w młodzieńczych latach nakłoniło mnie do myślenia, że chcę zobaczyć to w kinie, chcę zobaczyć Norę i Patcha, kiczowaty romans na który pójdzie każda nastolatka. 


Licia Troisi „DZIEDZICZKA SMOKA”


Dla mnie to historia godna Harrego Pottera czy Percy Jacksona, niestety w Polsce pojawiły się jedynie trzy części. Trzynastoletnia Sofia, dziewczynka z domu dziecka, ma w sobie coś niezwykłego. Dokładniej geny potężnego smoka, Thubana. Oczywiście jak na młodzieżowe książki wypada, młoda bohaterka musi uratować coś, czyli królestwo natury. Nieco naciągana historia, jak każda przeznaczona dla młodszych czytelników, jest wspaniałym zjadaczem czasu. Zmienianie się w smoki, przyjaźń z inną nosicielką genu, pierwsze zauroczenie w innym nosicielu jeszcze innego genu. To powinno być zekranizowane i tyle.




Więcej young adults bez tematyki utopijnej, które chciałabym zobaczyć w kinie jakoś nie przychodzi mi do głowy. Może wy macie jakieś propozycje? Chociaż... z chęcią obejrzałabym kontynuację „Dawcy Pamięci”, to taki jeden malutki wyjątek. :)