Tak sobie rozmyślałam i
stwierdziłam, że przed szkołą każdemu przyda się dawka
pozytywnej energii!
Więc zaczniemy od tych złych wieści. Kiedy
się urodziłeś, byłeś tylko małym ziemniakiem, absolutnie
niepodobnym do żadnego z twoich rodziców. Wtedy twoim jedynym
talentem było robienie w pieluchy, ślinienie się i płakanie.
Smutne, ale cholernie prawdziwe. Nawet Beksiński, rodząc się, był
taki jak ty, czyli w sumie nijaki. Prawda jest taka, że nikt nie rodzi się wielki(oprócz Jezusa, ale to inny temat). Oczywiście, możesz posiadać talent do nauk ścisłych, języki obce mogą nie sprawiać ci żadnego problemu, rysowanie może iść ci lepiej niż rówieśnikom. A co jeśli nie pasujesz do powyższych przykładów? To znaczy, że gra nie jest do końca sprawiedliwa.
Istnieją osoby, które mają wielki talent i istnieją też takie, które nie mają go w ogóle. Co wtedy robić? O tym będzie ten post.
Na
sukces składa się 2 procent talentu i 98 procent ciężkiej pracy.
I to jest prawda.
Jasne, że idąc do szkoły, z niektórych
przedmiotów jesteśmy lepsi. Łatwiej jest nam je zrozumieć, nie
musimy poświęcać im tyle czasu. Powiedzmy, że w podstawówce
byłeś świetny z matematyki, uczyłeś się dzień w dzień,
odrabiałeś wszystkie zadania. Teraz załóżmy, jesteś w szkole
średniej, na koniec z matematyki miałeś dwa. Naprawdę łatwo
stwierdzić, że ten przedmiot z roku na rok stawał się
trudniejszy, bo tak z reguły jest, przychodziły te bardziej
skomplikowane tematy i odpadłeś. Czasami tak się dzieje, ale czy
zawsze? Dojrzewasz, w twojej głowie rodzi się milion dziwnych
pomysłów, szczególnie w gimnazjum. Wolisz poczytać książkę,
pograć w gry, czy bardziej prawilnie, pierwszy raz nawalić się ze
znajomymi. To już twoja sprawa, jestem człowiekiem i wszystko
zrozumiem(to nie przez to że sama taka byłam;\). Nowi przyjaciele,
szkolne miłości i cały twój mózg jest zajęty byle czym, tylko
nie nauką. Prawdopodobnie oceny leżą i kwiczą, bo w jakimś
etapie olałeś ten przedmiot i trudno ci to teraz nadrobić.Bądźmy szczerzy, większość z nas była w podstawówce geniuszami. Głównie dlatego, że wtedy nauka była jeszcze zabawna, miła. Wspaniale jest dostawać co krok piątki i szóstki. Gdy przyszło do cięższej pracy, cóż, wtedy lepszą opcją była „olewka”.
Zaskoczę was, to nie będzie notka o szkole, bo nie przeżyłabym ciągłego myślenia tylko o tym.
To notatka o drodze do SUKCESU i przede wszystkim cierpliwości.
Jak napisałam wyżej, czasem mamy do czegoś nosa i to wykorzystujemy lub olewamy. Niekiedy nie mamy do czegoś nosa, ale potrafimy to osiągnąć ciężką pracą.
Często siedzę sobie w pokoju, pogrążona chmarą niemiłych myśli i zastanawiam się, dlaczego tak wielu ludzi, dzięki talentowi, stworzyło niesamowite rzeczy, a ja nadal mam problem z napisaniem pięciu stron opowiadania. Dlaczego mnie nie obdarzono jakąś wspaniałą umiejętnością, bym była doceniania przez innych?
Odpowiedź jest krótka i prosta: bo nie. Świat nie jest sprawiedliwy i tyle. Ale ty możesz to sobie wywalczyć i to chyba najlepsza metoda na każdego dołka. Jeśli jesteś w czymś beznadziejny, a na pewno jest taka rzecz, możesz to robić dzień w dzień i gwarantuję ci, że po jakimś czasie dostrzeżesz postępy. Niekiedy zajmie ci to kilka dni, innym razem kilka miesięcy.
Ludzie stają się niesamowici, bo to sobie wywalczyli. Nie siedzieli skuleni pod kołdrą we własnym pokoju, płacząc do poduszki. To, że olałeś matematykę, może być największym błędem w twoim życiu. Tak samo z innymi umiejętnościami! Musisz robić to, co lubisz. Jeśli ci to nie wychodzi, ale marzysz o tym, by być kimś wielkim i łączysz z tym zajęciem przyszłość, musisz ćwiczyć.
Nic, nigdy przenigdy, nie przyjdzie do ciebie samo. Popatrzmy chociaż na Igrzyska Olimpijskie. Raz jesteś na samym szczycie, niczym nasi siatkarze, Mistrzowie Europy, a potem nawet nie zakwalifikujesz się do półfinału. I myślicie, że oni się poddadzą? Oczywiście, że nie, bo mają z tego pieniądze, mają fanów, bo chyba cała Polska by ich obrzuciła błotem. Patrząc na tych chłopaków, już tak bez żartów, widać czystą pasję, chęci i przede wszystkim marzenia.
ŚWIADECTWO
WIARY
Cztery lata temu stwierdziłam, że będę rysować ludzi. Ba, będę najlepszą z najlepszych. Tylko miałam taki problem... że rysować w ogóle nie potrafiłam. Uparłam się jak osioł, co było do mnie niepodobne, i rysowałam. Rysowałam, rysowałam, rysowałam, po drodze jeszcze płakałam, rzucałam rysowanie, niszczyłam swoje prace, a potem znów rysowałam... i takie sobie koło zataczałam co jakiś czas. To moje koło rozpaczy nadal się kręci, jeszcze nie jestem najlepszą, ale szczerze mogę uznać, że coś zrobiłam. Wyznaczyłam sobie cel i na oślep, czasem zahaczając nogą o przeszkody, nadal do niego idę.
Oto, co działo się jakieś 3 lata temu, a gdzie jestem teraz.
(pierwsze zdjęcie bez lampy błyskowej)
Wiecie co jest najlepsze? Jeśli ja, taka leniwa krowa, której nawet nie chce się wrzucać postów co tydzień, zrobiła taki postęp, to wy to macie jak w banku.
Kiedyś w swoich opowiadaniach co chwile zmieniałam czas teraźniejszy na przeszły, a teraz piszę tutaj, nawet nie robię błędów ortograficznych.
Najważniejsze jest to, by zauważać
własne postępy, nawet te najmniejsze.
Na sukces składa się 2
procent talentu i 98 procent ciężkiej pracy.